wtorek, września 29

¿Qué sucede aquí?

 Zaczynając od spraw czysto szkolno-naukowych, kolejny raz potwierdza się reguła ,że podejscie Hiszpanów do życia jest bardzo specyficzne. Mañana i tranquilo to dwa najczęsciej używane słowa w International Office. W tym oto biurze do życia podchodzi się z dystansem, nikomu sie nie spieszy, nikt nigdy się nie denerwuje. Gdy ma się jakąś pilną sprawę i potrzebuje natychmiastowej odpowiedzi prędzej znajdzie się ją w googlach niż u pracowników IO. Sprawa była mianowicie taka że pokrywały nam sie przedmioty i chcieliśmy coś z tym zrobic, niestety w IO nie znali rozwiazania i polecili nam zeby chodzić raz tu a razu to bo " attending classes in our school is not compulsory" ( bo pewnie do tego sami byśmy nie doszli..) Nie mówiąc już o poziomie zajec.... Na przedmiocie Environmental Sciene and Technology uczymy się tego co mieliśmy już dawno dawno temu. Cyrukulacja wody w środowisku i to jakim cudem jest ona zanieczyszczana to główne tematy tego jakże interesującego przedmiotu. Gdy Pan zaproponował wycieczkę rowerową poczułem się jak w 3 klasie szkoły podstawowej. Nie przęczę że na niektórych przedmiotach nie jest trudno, naprzykład Optimization & Optimal control , matematyka optymalizacyjna którą mielismy już na IFE jednak trochę bardziej advanced niż się spodziewaliśmy. Różniczki i wszelakie pochodne są tu na miejscu dziennym, a przecież nie pojechalismy na erazamusa po to żeby uczyć ...

 Zmartwiło mnie to że nie ma tu żadnej drużyny w tenisa stołowego, w centrum sportu powiedziano mi ze poziom jest very very very low i sekcja nie posiada nawet trenera.Co za porażka.

Do tych narzekań można tylko dodać że pogoda nam nie dopisuje, od kilku dni mokniemy i w nocy nie możemy spać z powodu burzy. W miejscowości w której mielismy kurs, otatnimi dniami spadlo 3/4 deszczu, który powinien spasć przez cały rok.

Imprezy dalej się toczą, w ten piątek biforowalismy u znajomego z Polski i z  jego współlokatorami. Nie byłoby w tej opowiesci nic nadzwyczajnego gdyby nie to że przy wychodzeniu z domu w 7 chłopa weszlismy do windy. Nikt jakoś albo nie był w stanie albo zwyczajnie nie pomyślał że biedna winda może tego nie wytrzymać i utkneliśmy lekko poniżej poziomu 0. Jako że Sangrie i Whiskey mielismy ze sobą paniki nie było;D Po wykonaniu telefonu pod numer awaryjny kazali nam czekać 45 minut więc w zaduchu i pocie spędzaliśmy w maire spokojnie kolejne minuty. Po jakimś czasie ktos zasugerował żeby kopnąć drzwi i poskutkowało, nasza radośc przekroczyła wszelkie granice, szkoda tylko że alkohol na drogę skończył się już w windzie:)

Teraz czas przejśc do bardziej pozytywnych rzeczy! Znaleźlismy współlokatorke z warszawy dzięki której 3 chłopa stara się dbać jako tako o mieszkanie, nie robi dużego syfu i nawet sprząta w kuchni;) Ponadto już w niedzielę mam pierwszych gosci z Polski więc pewnie tydzien który tutaj spędzą będzie można zaliczyć do obfitych!

Dziś na 8:15 na kolejne zajęcia

!Hasta Luego!

sobota, września 12

Gandia por favor!

Zaczynając od rzeczy poważniejszych to tak naprawdę nie jestesmy w Gandi po to żeby sie bawić tylko po to żeby sie uczyć języka, zajęcia nie zajmują dużej częsci dnia ale trzeba na nie chodzić. Trafiłem niestety do grupy która zaczyna o godzinie 8 am więc wstawać muszę kolo 7:20 bo przeciez jakies  prycho czy sniadanie trzeba zrobić.

 Mieszkamy nad samą plażą i na uniwersytet idzie się około 5-7 a zajęcia trwają do 12 lub 13 więc tak czy siak ze 2 godziny trzeba później spędzić na powtarzaniu materiału i robieniu pracy domowej. Po napisaniu testu zostałem przydzielony do grupy upper A2 , ku mojemu zdziwieniu dużo rzeczy rozumiem, ale i też może  lepiej że jestem na wyższym poziomie bo wiecej sie nauczę ( przynajmniej tak mi się wydaje :D ).

 Pod koniec kursu jest egzamin, a dokładnie w ten czwartek , jest wart 6ECTS  jest to  1/10 punktów które muszę zdobyć przez cały rok.Tyle o nauce bo i po co o tym pisać ;)

Wczoraj mielimy organizowaną wycieczkę na jakis zamek ale zamiast jechać autobusem dogadalismy się z jednym polakiem że pojedziemy samochodem. Rzecz w tym że nikt nie wiedział gdzie ten zamek tak naprawdę się znajduje. Wierząc w cud techniki zwany gpsem nastawilimy w nim nazwe zamku i jechalimy za radami pani mówiacej po niemiecku, niestety doprowadził nas do hotelu o tej nazwie więc bylismy w czarnej dupie. Po dłuższym zastanowiemiu wjechalismy na pierwszą lepszą górę, bo teren jest tu naprawde gorzysty, i wchodzilismy na nią około 15 minut.  Gdy bylismy na szczycie zobaczylismy zamek, stymże problemem było to że nie na tej górze na której się znajdowalismy :D Zrobilimy parę naprawdę fajnych zdjęć, np takie jak to :


(w tle  Gandia )
Jako że był piątek to trzeba było zabalować :D najdziwniejszą rzeczą jest to że imprezy tutaj zaczynają sie koło 4 am , więc zanim sie dojdzie do klubu to człowiekowi chce się spać. Oczywiscie impreza beforowa odbyła się w naszym apartamencie i zwałiło się tam całe erasmusowkie towarzystwo: Finlandia,Słowenia,Szwecja,Francja,Niemcy. 
Ludzie z innych krajów nie rozumieją jak można pić czystą wódkę i popijać ją sokiem, nikt z innego kraju nigdy nie słyszał o czyms takim :D Mysle wiec  że polskich erasmusow mozna opisać tym oto jednym krótkim a jakże esencjonalnym  zdaniem:
" Flaszka wódki dla Polaków jest w  sam raz, dwie flaszki to za dużo a trzy to za mało " :)
Więc beforke rozpoczelismy w dosc licznym gronie jak widac na załączonym obrazku :
Po wyjsciu z hotelu poszlismy do miejsca ktore nazywa sie Tikki Bar, takie troche latino bambino hawajo , niestety nasi koledzy z Australii maja chyba za dużo pieniędzy dlatego co chwile pilismy jakies wymyslne alkohole:D Pozniej przemiescilismy się do Coco loco, prawie jak Kokoo , tylko że tak duże że można się zgubić. Jako że impreza zaczęła się o 4 to w domu bylimy koło 6 ranoi  dzisiejszy dzień można spokojnie nazwać ciężką  amułą!
Na koniec zdjęcie naszej plaży którą widać z balkonu ;)

Jutro niedziela i trzeba się pouczyć, fataaaaalnie :D
Pozdrawiam,Adios!

poniedziałek, września 7

Welcome to Valencia

Lot mielismy zabookowany z Wrocławia  na godzinę 9:20  z soboty na niedzielę. Jako że nędzny ryanair lata tylko w tych godzinach to  nie było innego wyjscia jak wstac o 3 i wyruszyc do wrocławia na lotnisko. Tam oczywiscie problem z nadwagą bagażu ( naszczescie nie mojego tylko tomka :D ) .
W kazdym razie wszystkie ladowarki i inne kable powkladalismy w kieszenie wiec wygladalismy jak dwa rumuny albo cygany ktore chca cos przemycic. Temperatura w Polsce była około 13 stopni wiec bylismy takze ubrani w bluzy i kurtki. Lot odbył się bez wiekszych problemow i o 11 bylismy juz we frankfurcie. Tam w lotniskowej kawiarence usiedlimy by czekać 4 godziny na nasz samolot.
 Koło nas siedział jakis dziwny facet w skorzanej kurtce ale zbytnio na niego uwagi nie zwracalismy, dopiero kiedy rozmawialem z jaskiem przez telefon na temat cen alkoholi w strefie duty-free Pan , jak sie pozniej okazalo z polski , zdecydowanie sie  ożywił. Krótka rozmowa i zostalismy obdarowani  niemieckim burbonem ktory szczerze powiedziawszy dobrze wchodzil z sokiem pomaranczowym :D . Gosc byl przedstawicielem handolwym tego jakze dobrego alkoholu i mial cala torbe butelek to co mial nie dac rodakom ;D 
Po wyczekiwaniu na samolot wreszcie odprawa i jestesmy na hali duty-free we frankfurcie, szczescie chcialo ze tym razem byla promocja na litrowego grantza ( 10 ojro ) no i wstyd byloby nie kupic! Wsiedlismy do samolotu obladowani w ladowarki kurtki i bluzy. Wysiadajac w valenci z tych smiesznych samolotowych schodkow myslalem ze cieplo wieje od silnika, a nie byl to zwykly powiem tylko buch okropnego żaru. Schodzac dalej okazalo sie ze to nie samolot a poprostu wiaterek wieje w Hiszpanii. Po przepakowaniu sie i zrzuceniu przepoconych ciuchow trzeba bylo dostac sie jakos do mieszakania. Proste polaczenie tramwajem i jestesmy na calle de musico hipolito martniez.
 Mieszkanie poprostu cos pieknego, ladnie urzadzone z telewizorem i z widokiem z balkonu za ktory mozna zabic! Naszym landlordem jest babka ze stanow wiec z dogadalismy sie bez problemowo, podrzucila nas potem nawet na dworzec bo musielismy sie przeciez jakos dostac na kurs do Gandii. Dojechalismy pociagiem a pozniej autobusem. Wchodzac do pokoju okazalo sie ze mieszkamy z dwoma calkiem sympatycznymi Australijczykami. Zeszlismy na doł na piwo i na tapas, pogadalismy chwile i kladac sie spac tomek wyszedl na balkonu i krzyknal do balkonu obok ?Que tal amigos? Bylo to duzym bledem jak sie okazalo. Podsumowujac skutki jakie mialo to krzykniecie to Polacy,niemcy,szwedzi to teraz najlepsi przyjaciele no i Grand'sa juz nie ma
Teraz siedze na balkonie, jest 31 stopni, patrze sobie na morze:D
Pozdrawiam , nie marznijcie w Polonii!:)

piątek, lipca 31

Basic Information !


Zdecydowałem się napisać tego posta bo wreszcie dostalem z Valencii pierwsze papierowe potwierdzenie że mnie przyjeli no więc teraz będzie lans na erasmusa już w pełni ;) !

Zacznę może od jakiś podstawowych informacji ponieważ nie każdy zdaje sobie sprawę gdzie tak naprawdę jadę. Valencia to miasto w Hiszpanii a przynajmniej tak mi mówi Wikipedia ;-D ,stolica prowincji i wspólnoty autonomicznej o tej samej nazwie. Jest trzecim pod względem ilości ludności miastem w Hiszpanii co oznacza że będzie tam całkiem spora ilość ludzi i znajdzie sie kogoś znośnego. Z upływem czasu będe opisywał więcej miejsc i atrakcji , które się tam jak mniemam znajdują . Na mapie wygląda to mniej wiecej tak :


Powierzchnia: 134,65 km2
Położenie: 39° 29' N 0° 22' W
Odległość: 2653 km od Łodzi
Liczba mieszkańców: 807 396 (2006)
Gęstość zaludnienia: 21 426 /km2


W walencji jest też stadion klubu CF Valencia gdzie takie chłopaki jak Villa kopią piłkę. Klub gra w Primera Division a jego roczny budżet wynosi 120 mln €.

Mieszkać razem z Tomaszem będziemy w mieszkaniu a nie na ulicy jak wszyscy sie spodziewają po wysokości naszych grandów (320 ojro), mieszkanie to znajduję się najprawdopodobniej na ulicy Calle del Músico Hipólito Martínez . Szukamy jeszcze 4wartej osoby i mamy nadzieję że się znajdzie bo przecież fajne chłopacy z nas.

Wylatujemy 6 września z Wrocławia pięknym porankiem i przed południem jesteśmy we Frankfurcie, tam 4 godziny przerwy i wieczorem jesteśmy w słonecznej Valencii. Stamtąd musimy sie jeszcze dostać do Gandi gdzie zaczynam kurs hiszpańskiego.

Jeśli ktoś chce sie spotkać to do 6 września jestem available, poźniej to już zapraszam do siebie oczywiscie ;) Szczęśliwy bardzo będę jak mi wyślecie coś do jedzenia co jakiś czas bo przy tej kasie co dostaje to nie starczy nawet na waciki.

Aha, zapomniałem dodać że w Hiszpanii mówią chyba po hiszpańskiemu.

Narazie to tyle, Adios !

czwartek, lipca 30

Próba mikrofonu

;)